zdwojoną siłą – przekonuje najpiękniejsza love story roku, „Portret
kobiety w ogniu”. Film Céline Sciammy z miejsca podbił serca
publiczności festiwalu w Cannes i uwiódł jurorów, którzy nagrodzili go
za scenariusz. Subtelny, a przy tym ognisty melodramat francuskiej
reżyserki to pochwała kobiecego spojrzenia i jego imponujący manifest.
Opowieść o miłości wyprzedzającej swój czas i intymnej więzi zdolnej
przełamać niejedno tabu, ubiera w kostium – akcja rozgrywa się w
Bretanii w 1770 roku – jak najbardziej współczesne pragnienia i uczucia.
Bohaterkami filmu są szykowana do aranżowanego małżeństwa arystokratka
Heloiza oraz przybyła z Paryża malarka, Marianna. Ta druga ma namalować
portret tej pierwszej, ale w sekrecie: Heloiza nie chce bowiem pozować,
buntując się w ten sposób przeciwko przymusowemu zamążpójściu. Marianna
dyskretnie obserwuje swoją modelkę, intensywnie tworzy, ale niszczy
kolejne wersje obrazu. Czuje, że nie pozna prawdziwego oblicza młodej
kobiety tak długo, jak sama będzie ukrywać własne.
Czasem burzliwa, jak ocean u wybrzeży Bretanii, czasem intymna, jak
cisza panująca w malarskiej pracowni; relacja pomiędzy obiema kobietami
przyjmie nieoczekiwany kierunek. Arystokratkę i artystkę połączy wspólna
tajemnica. Ta mistrzowsko poprowadzona opowieść o zakazanym uczuciu
działa jak iskra, rozpalając wyobraźnię widowni. Zmysłowy, romantyczny, a
zarazem drapieżny, „Portret kobiety w ogniu” umyka melodramatycznym
kliszom – przede wszystkim dzięki pełnokrwistym, odważnym bohaterkom,
które rzucają wyzwanie swoim czasom.