Piękny letni dzień. Ogród. Taras. Kobieta i mężczyzna w cieniu drzew,
delikatny letni wietrzyk. W oddali, na rozległej równinie dostrzec
można budowle Paryża. Rozpoczyna się rozmowa: wymiana pytań i
odpowiedzi między kobietą i mężczyzną. Konwersacja dotyczy doświadczeń
seksualnych, dzieciństwa, wspomnień, atmosfery lata i różnic pomiędzy
mężczyznami a kobietami. Mamy do czynienia zarówno z kobiecym punktem
widzenia, jak i męską perspektywą. Tymczasem na drugim planie, wewnątrz
domu, do którego przylega taras, ktoś wymyśla i zapisuje ten dialog. A
może jest dokładnie na odwrót? Być może to tych dwoje na tarasie kieruje
ręką osobliwego scenarzysty, tworząc w ten sposób długi, rozstrzygający
dyskurs damsko-męski.
MFF T-Mobile Nowe Horyzonty
Swego rodzaju cofnięcia czasu dokonał Wim Wenders. (…) Jest to
adaptacja sztuki Petera Handkego: dialog mężczyzny i kobiety siedzących w
ogrodowej altanie na tle sielskiego, rozległego pejzażu, wśród
szumiących drzew, w pełni lata. Na stole – dzbanek lemoniady i czerwone
jabłko, które chciałoby się zjeść – zwłaszcza że wszystko to jest
filmowane w 3D, co daje efekt zawieszenia w czasie i przestrzeni. W
starym domu, wypełnionym książkami i obrazami, za biurkiem siedzi
pisarz, pisze na maszynie sztukę, którą właśnie oglądamy. To on wymyślił
tych dwoje, mężczyznę i kobietę. Postacie jak ze sztuk Pirandella
wymykają się autorskiej kontroli. Rozmawiają o uczuciach, ale w sposób
nieuczuciowy; o erotyzmie – ale w sposób nieerotyczny, jak w filmach
Erica Rohmera. „Piękne dni…” wydają się hołdem dla tego reżysera. Część
publiczności wychodziła, druga biła Wendersowi brawo. Należałem do tych,
którzy nie wyszli. Zaimponował mi gest reżysera, który wpakował do
„Pięknych dni…” wszystko to, co lubi – zrobić film tak całkowicie
odwrócony od tego, co nazywamy rzeczywistością, aktualnością i potrzebą
chwili.
Tadeusz Sobolewski, „Gazeta Wyborcza”