Domy z brezentu, zabawki z puszek i nakrętek od butelek oraz instrumenty z kawałka drewna – w takim otoczeniu toczy się realne życie syryjskich uchodźców w obozie dla pracowników sezonowych w Libanie. Wojna odcięła im powrót do domu, więc próbują zaadaptować się do nowych warunków. Codzienne życie upływa im na pracy, opiece nad dziećmi, wyczekiwaniu na transport żywności lub wieści z Rakki. Choć mają tu miejsce także narodziny, wesela, zabawy i tańce, coraz bardziej eskalują problemy związane z wyzyskiem taniej siły roboczej przez Libańczyków, ograniczeniem swobodnego przemieszczania się kobiet, narastającą frustracją mężczyzn, czy agresywnymi zachowaniami u dzieci, na których wojenne wydarzenia odcisnęły piętno. A koniec wojny pozostaje wciąż w sferze życzeń.
Holenderski reżyser przez 1,5 roku mieszkał z uchodźcami, dlatego jego kamera niemal niezauważalnie wniknęła w najbardziej intymne zakamarki tej dość konserwatywnej społeczności. Czasem jednak, gdy kamera uporczywie podąża za filmowanymi uchodźcami, uświadamiamy sobie ambiwalentny charakter filmowania ludzkiego dramatu.