Wyobraźcie sobie, że ktoś nakręcił „Piątek 13-go” na działce u szwagra mając za budżet karton fajek. Czujecie już tę magię kina festynowego?
BLOOD LAKE
Grupa przyjaciół, domek nad jeziorem, cisza, spokój i używki. Po prostu żyć nie umierać. My już jednak doskonale wiemy, że nieumieranie w takich okolicznościach przyrody zdecydowanie nie wchodzi w grę.
Uroczy wakacyjny wypad rozkręca się w najlepsze. Dzieciaki sączą letnie piwo na pomoście, w powietrzu roznosi się głośny śmiech atrakcyjnych dziewcząt, gołe klaty nieopalonych nastolatków rażą w oczy, a najlepszą zabawą jest straszenie bliskich udawaną śmiercią. Paczka dobrych znajomych chciałby zapewne, aby te chwile trwały wiecznie – a biorąc pod uwagę dynamiczny montaż oraz tempo akcji można odnieść wrażenie, że naprawdę im się to udaje! Niestety dobra zabawa dobiega końca, a wszystko to z powodu… mściwego kolesia z festynu country?
Jesteście gotowi na krew w niewielkich ilościach, przemoc w ciemności tak gęstej, że i tak niewiele zobaczycie, dialogi gorsze niż w „Pamiętnikach z wakacji” oraz niemal 15 minut ujęć z jazdy na nartach wodnych? W takim przypadku po prostu nie możecie przegapić „Blood Lake”. Sympatyczni i szczerzy bohaterowie sprawią, że zapragniecie do nich dołączyć, zjeść z nimi kanapki i przesiadywać do późna na kanapie. Naprawdę wielka szkoda, że wszystko psuje psychopata w kowbojskich kozaczkach. [Wojciech Bryk]