Ostatni film Michaela Glawoggera, dokończony dwa i pół roku po jego tragicznej śmierci przez Monikę Willi, jego wieloletnią montażystkę, która zmontowała nakręcony materiał, kierując się notatkami reżysera powstałymi podczas kręcenia zdjęć.
Glawogger („Śmierć człowieka pracy”, „Chwała dziwkom”, „Megamiasta”) w 2013 roku postanowił uciec od rutyny i udać się w roczną podróż bez żadnego z góry założonego planu. Ruszył na południe, do krajów które pojawiają się w naszej świadomości tylko jako paski sensacyjnych newsów o kolejnych klęskach żywiołowych, wojnach, falach głodu lub politycznego chaosu. Choć projekt był obarczony dużym ryzykiem – ile to już artystów wyprawiało się w podróż bez celu, by zagubić się w grafomanii i banale – to w tym przypadku rezultat jest olśniewający. Film wytrzymuje porównanie z arcydziełami autorskiego kina z lat 60. ubiegłego wieku. Przez ekran płyną, wdzierając się w naszą podświadomość, hipnotyczne obrazy będące śladem zapisu podróży przez Włochy, Bałkany, kraje Maghrebu i Saharę, aż po wschodnie wybrzeże Afryki. To trwająca ponad cztery miesiące, wiodąca z północy na południe, droga przez kolejne kręgi piekła, przez krzywe odbicia jeszcze sytej i bezpiecznej Europy.
Glawogger obrazuje świat, który już za chwilę może wlać się do mieszczańskiego raju bogatej Europy. Z bliska przygląda się ludziom, których praca nie zmieniła się od średniowiecza, którzy przez całe lata wykonują najprostsze fizyczne czynności: przesiewając piasek w poszukiwaniu złota, rozłupując kamienie czy podróżując z targu na targ w skrajnie trudnych warunkach, w nadziei na jakikolwiek zarobek. Ludzie ci żyją w całkowitej symbiozie ze zwierzętami, które trzymają tuż obok swoich domostw. Film rozbija medialną bańkę, w której wygodnie się umieściliśmy, a która chroni nas przed konfrontacją z pozaeuropejską rzeczywistością.
Precyzyjny montaż i transowa muzyka dopełniają dzieła, tworząc obraz kompletny, wciągający, przerażający, ale prawdziwy w swojej intensywności.
Życie okrutnie przeplotło się ze sztuką – u kresu swojej wędrówki, w Liberii, Glawogger zmarł, zaraziwszy się malarią. Zostawił po sobie film, który jest podsumowaniem jego bezkompromisowej drogi. Obraz został przyjęty kilkunastominutową owacją na festiwalu w Berlinie, mieście szczególnym – przecież to tu dociera duża część z tych, którzy starają się uciec z krajów ogarniętych wojną lub pogrążonych w biedzie. Dzięki Glawoggerowi lepiej rozumiemy ich motywacje.
”I want to give a view of the world that can only emerge by not pursuing any particular theme, by refraining from passing judgment, proceeding without aim. Drifting with no direction except one’s own curiosity and intuition” (Michael Glawogger). More than two years after the sudden death of Michael Glawogger in April 2014, film editor Monika Willi realizes a film out of the film footage produced during 4 months and 19 days of shooting in the Balkans, Italy, Northwest and West Africa.