Film Verhoevena oparty jest niemal w 100% na prawdziwej historii. Historyczka Judith C. Brown natknęła się na informacje o XVII wiecznej siostrze zakonnej Benedetcie Carlini we florenckich archiwach, gdzie znalazła zapis jej procesu. Na podstawie odnalezionych materiałów oraz przeprowadzonego śledztwa powstała książka „Immodest Acts: The Life of a Lesbian Nun in Renaissance Italy”. I to ona stała się inspiracją do nakręcenia filmu przez światowej sławy reżysera Paula Verhoevena.
Reżysera, który w swoim dorobku ma nie tylko wiele świetnych filmów, ale też m.in. książkę „Jezus z Nazaretu” poświęconą najważniejszej postaci każdego chrześcijanina, którym jest także Verhoeven. Badaniom nad historią życia Jezusa poświęcił on wiele lat. Verhoeven bowiem zawsze podkreślał, że wiara jest dla niego ważnym elementem życia, ale nigdy nie bał się wytykać instytucjom kościelnym hipokryzji, kłamstwa i manipulacji. Tak jest też w jego najnowszym dziele – „Benedetcie”.
Koniec XVII wieku to czas, gdy ludność w Europie dziesiątkowana była przez szalejącą epidemię. Zamożna rodzina młodej Benedetty Carlini, ujawniającej niespotykane talenty od najwcześniejszych lat, postanawia zawierzyć córkę Bogu. Trafia ona pod skrzydła siostry przeoryszy jednego z toskańskich klasztorów. Dziewczynka szybko wywołuje w nowym miejscu poruszenie, gdy podczas modlitwy w niewytłumaczalny sposób upada na nią figura Matki Boskiej.
Po osiemnastu latach rola Benedetty (Virginie Efira) w klasztorze jest już zupełnie inna. Kobieta, regularnie doświadczana przez mistyczne wizje, zaczyna być świadoma swojej siły i wpływu, jaki ma na otoczenie. Z jednej strony rywalizuje o władzę ze swoją przełożoną (Charlotte Rampling), z drugiej wdaje się w płomienny romans. Obiektem westchnień bohaterki jest pochodząca z nizin społecznych Bartolomea (Daphné Patakia), która w klasztorze znalazła bezpieczną przystań. Rosnące wpływy Benedetty przysparzają jej również wrogów, i to na samych szczytach religijnej hierarchii.