„Komunia” (2016) opowiada historię 14-letniej Oli, która musiała zbyt szybko dorosnąć, opiekując się autystycznym bratem, a także ojcem i matką, która ich opuściła. Sakrament Pierwszej Komunii Świętej brata, Nikodema, staje się dla dziewczynki pretekstem, by przy jednym stole zjednoczyć rozbitą rodzinę. Film w 2016 roku zdobył Nagrodę Specjalną na Festiwalu Filmowym w Locarno, a rok później – Europejską Nagrodę Filmową jako najlepszy europejski film dokumentalny. Został obsypany również wieloma innymi nagrodami filmowymi.
– Sama komunia była pomysłem scenariuszowym. Wiedziałam, że mam świetnych „aktorów”, moich bohaterów, ale brakowało mi tam jakiejś historii. Komunia stała się metaforą dorastania, a dla Oli świetnym pretekstem, żeby połączyć rodzinę. Miałam też nadzieję, że Nikodem wejdzie w jakiś ciekawy dialog ze sfera religijną. I tak się stało. On, jako autystyk, nie potrafi zrozumieć abstrakcji, co było źródłem ciekawych sytuacji, zupełnie nieprzewidywalnych – mówiła Anna Zamecka, opowiadając o relacjach pomiędzy rzeczywistym życiem bohaterów przedstawionych w filmie a inscenizacją wynikającą ze sfery filmowej.
Praca nad filmem trwała łącznie około 3,5 roku, z czego pierwszy rok reżyserka przeznaczyła na dokumentację i bliższe poznanie bohaterów. – Spędziłam z nimi 12 miesięcy, odwiedzając ich w domu, przyglądając się ich życiu, obserwując różne sytuacje, na przykład spotkania z kuratorem. W pewnym momencie zaczęłam przyjeżdżać z operatorką. Zależało mi, żeby nad filmem pracowała zawsze ta sama ekipa, ci sami ludzie. Robiłyśmy próby zdjęciowe, szukałyśmy pomysłów na zdjęcia, bohaterowie oswajali się z kamerą. Wszystkie sceny z filmu zostały zapisane w scenariuszu, ale to, co zapisałam, wynikało z moich obserwacji – opowiadała Anna Zamecka.
Okres powstawania zdjęć zajął kolejny rok, mimo że samych dni zdjęciowych było 35. Średnio w miesiącu trwały one 3 dni. Jak wyjaśniła reżyserka, praca bardziej intensywna nie byłaby możliwa ze względu na emocje, jakie towarzyszyły na planie zarówno bohaterom, jak i ekipie.
Anna Zamecka przyznała, że jej motywacje do powstania filmu były osobiste. – Sama również byłam takim „dorosłym dzieckiem” w moim życiu. Zależało mi, żeby pokazać absurdalność sytuacji, w której kilkunastoletnia dziewczynka musi załatwiać sprawy dorosłych. Początkowo myślałam o filmie fabularnym, ale zupełnie przypadkiem poznałam rodzinę Oli. Miałam więc idealnych bohaterów, by poprzez nich opowiedzieć prywatną historię. Wiedziałam, że nie jestem w stanie do końca ich wyreżyserować i poprowadzić jak aktorów. Aranżowałam pewne sytuacje, ale nie przekraczając granic – mówiła reżyserka.
O owe granice pomiędzy dokumentem a fikcją, a także o odpowiedzialność dokumentalisty za bohaterów, chętnie dopytywała publiczność. – Wiem, że Ola czuje się dobrze z tym filmem. Uważa, że on wręcz w jakiś sposób jej pomógł. Ale czy tak będzie za parę lat? Czy zawsze będzie chciała, żeby inni znali jej korzenie i rodzinną historię? Tego dzisiaj nie wiem… – przyznała Anna Zamecka.
Spotkanie w Klubie Gdyńskiej Szkoły Filmowej prowadził Leszek Kopeć, Dyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej.