Akcja filmu „Jeszcze nie wieczór” z 2008 roku toczy się w Domu Aktora Weterana w Skolimowie, dokąd przyjeżdża zmęczony życiem, ekscentryczny Jerzy, gwiazda teatru i kina. Jego pojawienie się burzy codzienną rutynę Domu i życia jego mieszkańców, a kulminacją wszystkich wydarzeń staje się wspólne wystawienie przez pensjonariuszy, pod wodzą Jerzego, „Fausta”. Spektakl odegrany zostaje przed niecodzienną widownią, złożoną z osadzonych w toruńskim areszcie.
Na ekranie się plejada polskich aktorów, spośród których część była już faktycznie mieszkańcami Skolimowa w momencie, gdy pracowano tam nad filmem. Wystąpili m.in.: Danuta Szaflarska, Beata Tyszkiewicz, Nina Andrycz, Irena Kwiatkowska, Wieńczysław Gliński, Roman Kłosowski.
– Chciałem zrobić film, żeby się przygotować na odchodzenie mojej mamy. Kombinowałem, że zrobię taki ładny, pachnący film o starości i że dzięki niemu będzie mi potem łatwiej. Rzeczywistość okazała się inna: nic nie było łatwiej – mówił podczas spotkania Jacek Bławut, opowiadając o inspiracjach do filmu. Nad scenariuszem pracował przez wiele lat, a sam film w pierwotnej wersji miał powstać w innej obsadzie, z Leonem Niemczykiem w roli Jerzego. Ostatecznie przypadła ona Janowi Nowickiemu.
– Starość jest bardzo fotogeniczna. I jest bezkarna, nawet jeśli dotyka ją ułomności. Starzy aktorzy, którzy zagrali w filmie, często mówili, co chcieli, tak powstawały świetne sceny – mówił Jan Nowicki. – Wspólne spotkanie na planie było dla nich świętem. Wyglądali, jakby się narodzili na nowo. Rzeczywistość filmowa splotła się z życiem autentycznym. To było jak terapia. Szaleństwo – opowiadał aktor.
– Scenariusz był dość precyzyjny. Chciałem zrobić film fabularny, ale dusza dokumentalisty wzięła górę. Dziś myślę, że zrobiłem film historyczny. Dla większości postaci, które się w nim przewinęły, była to ostatnia rola w życiu – przyznał Jacek Bławut. O specyfice współpracy na planie z reżyserem, który ma duże doświadczenie związane z kinem dokumentalnym, mówił też Jan Nowicki. – Dokumentaliści są ludźmi delikatnymi i czule podchodzą do aktora. Dobrze wiedzą, że jeżeli spłoszą obiekt, to wszystko się zepsuje. Z konieczności są więc bardziej kulturalni – podkreślił aktor.
Spotkanie prowadził Jerzy Rados z Gdyńskiej Szkoły Filmowej.
Fot. Anna Rezulak